Żelazna 44 - Panna Misia wychodzi za mąż
19 Stycznia 2015
Był to maj roku 1932. "Nowiny Codzienne" zainteresowały się historią panny Misi Glat. Co ją przede wszystkim wyróżniało, to to że w czterdziestej wiośnie życia wciąż pielęgnowała swoją cnotę i nikomu nie oddała ręki. Cecha zaiste niezwykła. Pracowała ciężko i z drobnych oszczędności udało jej się zebrać kapitalik, wynoszący całe 120 dolarów. Taka informacja nie mogła przejść bez echa w najbliższym sąsiedztwie. Dowiedziały się o tym życzliwe dusze, zaraz zaczęły namawiać Misię, by spożytkowała zebrane fundusze i wyszła za mąż.
Namawiały, aż nadarzyła się znakomita okazja. Bo oto Luzer Neuman mieszkający na ulicy Żelaznej 44 (ryc.1), stolarz z zawodu, nagle owdowiał. Ciężko mu było samemu prowadzić dom, pilnować trojga dzieci i cerować skarpetki, więc niejako na gwałt szukał gospodyni, która zajmie się tą stroną wspólnego życia.
Pierwsze spotkanie odbyło się w cukierni Kotlickiego w kamienicy na placu Żelaznej Bramy 3 (Ryc.2). Misia nigdy dotąd nie przypatrywała się zbyt intensywnie przedstawicielom płci przeciwnej, ale aparycja potencjalnego małżonka sprawiła, że w tym wypadku musiała ulec - Luzer spodobał jej się i gotowa była oddać mu zarówno siebie jak i posag. Zawarto umowę, według której 120 dolarów miała przekazać na ręce Neumana zaraz po podpisaniu aktu stanu cywilnego.
Dosyć szybko po niezwykle skromnej i cichej uroczystości ślubnej okazało się, że charakter Luzera był niemożliwy do zniesienia. Jak mówiła Misia: "Czy potrzeba czy nie, to się złościł, robił awantury o każde głupstwo. Na przykład, jak mu podawałam herbatę, to chciał mleka, a jak mu dałam mleka - to chciał herbaty!"
Luzer również nie był zadowolony ze swej nowej małżonki: "Sto dwadzieścia dolarów, to nie jest posag." Trudno było dyskutować z takim argumentem.
W końcu udali się po małżeńską poradę do rabina, zwanego reb Danem, a znanego z tego, że potrafi znaleźć rozwiązanie nawet tych niezwykle trudnych problemów. Ten długo się zastanawiał nad przedstawioną mu sprawą, aż w końcu zadał Misi przebiegłe pytanie: "Czy ty koniecznie chcesz go puścić kantem?" , na które dziewczyna... hmm... kobieta odpowiedziała stanowczym zaprzeczeniem. Zaś zapytany Neuman równie stanowczo obstawał, że nie chce jej więcej znać i z domu ją wygania. Po takim oświadczeniu rabin kazał mu poczekać, wybiegł na chwilę z mieszkania, wyszeptał coś na ucho zebranym na korytarzu, a po powrocie spokojnie powiedział do Neuman, że może spokojnie wyjść i ma przyjść po sobocie.
Jednak kiedy tylko małżonek wyszedł na podwórze, dopadli go żandarmi sobotni, którzy bez uprzedzenia zaczęli go niemiłosiernie okładać kijami, aż krzyki bitego niosły się głośno i daleko. Tym praniem kierował reb Dan, powtarzając: "Masz rozwód! To jest dodatek do te sto dwadzieścia dolary!"
Gdyby nie sprowadzony pospiesznie przez kogoś policjant, kto wie, jak nieszczęśliwie by się zakończyło pranie świeżo rozwiedzionego Neumana?